Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/164

Ta strona została przepisana.

— Czy wpobliżu niema jakiej wyspy, gdzieby oni byli wolni od niebezpieczeństw?
— Przed sobą mamy archipelag Nowych Hebrydów, a na południo-zachód Nową Kaledonję; i tu i tam mieszkają dzicy gorsi może od Fidżjan.
— Czyż niema tam wysp bezludnych?
— W swoim czasie było ich dużo, dziś zaludniły się niemal wszystkie. Ludność wzrasta ustawicznie pomimo wielkich spustoszeń, wywołanych przez wojny i zarazy, przeto pewnego dnia nigdzie nie będzie wolnego miejsca.
— Co powiadasz? Przecież są lądy z wielkiemi obszarami słabo zaludnionemi… Cała Afryka, Australja i dwie Ameryki.
— To prawda, lecz za dwa stulecia nie będzie już pustkowi lub obszarów słabo zaludnionych. Uczeni doszli do wniosku, że niezadługo ludność kuli ziemskiej nie będzie m iała poddostatkiem jedzenia i będzie musiała bądź dziesiątkować się w ciągłych wojnach, bądź… powrócić do ludożerstwa.
— To nieprawdopodobne.
— A jednak prawdziwe, Anno. Zaraz ci lepiej wyjaśnię całą sprawę. Uczeni stwierdzili, że powierzchnia ziemi ma dwadzieścia osiem miljonów mil kw. ziemi urodzajnej, czternaście miljonów nieużytków i cztery miljony zajętych przez pustynie. Otóż obliczyli, że na ziemi urodzajnej może wyżywić się najwyżej dwieście siedem osób na milę, kw., na nieużytkach dziesięciu ludzi na milę kw., a na pustyniach tylko jedna na milę kw.;