Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/182

Ta strona została przepisana.

spojrzeniem, i krzyknął po raz trzeci głosem schrypłym od trwogi:
— O kręt się pali!…
Kapitan rzucił się ku niemu:
— Oszalałeś, Brown! — zawołał.
— Nie, panie kapitanie — odpowiedział marynarz — szafarnia stoi w płomieniach: proszę patrzeć!
Chmura gęstego i gryzącego dymu wydobywała się z wielkiej luki zrazu powoli, potem coraz gwałtowniej, wijąc się dokoła dolnych żagli.
— Wielki Boże! — wykrzyknął kapitan. Powiódł dokoła straszliwym wzrokiem, przyglądając się najpierw Billowi, następnie Mac Bjornowi, a wreszcie ich towarzyszom.
— Biada wam, biada! Wystarczy najmniejsze podejrzenie, a każę was wszystkich powywieszać na najwyższej rei! — wykrzyknął. — Do mnie, Asthor i inni, jeżeli zależy wam na życiu, bierzcie się raźno do pomp!
To rzekłszy, skoczył w stronę luki wraz ze sternikiem; załoga zaś, porzuciwszy obu jeńców, pospieszyła wynosić pompy i kubły; pomagali im w tem i rozbitkowie, którzy jakoby zaniechali wszelkich planów zemsty.
Pomimo kłębów dymu, które z nieodpartą zaciekłością buchały z szerokiego otworu, kapitan i Asthor zeszli po schodach wiodących pod pokład.
Dym zapełnił całą niemal komorę. Wydobywał się potężnemi słupami z magazynu żywności, umieszczonego pod czeladnią na galardzie, gromadząc