Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/191

Ta strona została przepisana.

maszt lub opuścić żagle i reje, narażone na większe niebezpieczeństwo.
Atoli wszystkie te wysiłki wydawały się niemal bezużyteczne.
O dziesiątej wieczorem musiano przenieść pompy poza grotmaszt, ponieważ pożar posunął się już znacznie naprzód. Cały kasztel przedni gorzał wielkim płomieniem, a bukszpryt można było uważać za stracony. O jedenastej fokmaszt nadwęglony pożarem, zwalił się ku przodowi okrętu, pociągając za sobą całe ożaglowanie i gruchocąc dwie ostatnie szalupy, zawieszone na dawisach, oraz część parapetu.
Przez kilka chwil maszt pozostał w zawieszeniu, oparty o pokład okrętu, lecz gdy pękły przytrzymujące go wanty i gafy, runął w morze, wywołując silne wzbałwanienie się topieli.
— Już jedna wykałaczka poszła sobie precz! — zawołał chudy Mac Bjorn. — Jeszcze jeden się maszt zawali, a upieczemy się jak węgorze.
— Zamknij dziób, ty złowieszcza wrono! — ofuknął go Asthor.
— Już po okręcie… — ozwała się Anna, przejęta dreszczem. — Biedny ojczulku!
— Tak!… już po nim — odparł kapitan głuchym głosem. — Nie pozostało nam nic innego, jak schronić się do łodzi, ale zanim wyruszymy, Asthor, przyjrzyjmy się jeszcze postępom pożaru.
— Chodźmy się przyjrzeć, panie kapitanie — podchwycił sternik.