Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/193

Ta strona została przepisana.

— Bądź zdrowa, „Nowa Georgjo!“ — rzekł sternik. — Zgubionaś już na wieki!
Wrócili pospiesznie na pokład, odprowadzani coraz to donośniejszym rykiem tygrysów, odurzonych i rozwścieczonych bliskością nowego pożaru.
— Anno! — ozwał się kapitan, ściskając córkę. — wszystko stracone i nie pozostało nic innego jak opuścić ten okręt nieszczęsny.
— Więc niema już żadnej nadziei? — spytała dzieweczka ze łzami w oczach.
— Żadnej. Ja tu wydam wszelkie potrzebne rozporządzenia, ty zaś zajdź do mojej kajuty, zabierz mapę okrętową, pieniądze oraz inne cenności i powracaj do mnie co rychlej.
— Dobrze, ojczulku.
Gdy Anna schodziła do kwatery rufnej, kapitan ogłosił:
— Porzucić pompy i zabrać zapasy żywności, ile kto znajdzie pod ręką!
— Czy opuszczamy okręt? — zaczęli pytać marynarze.
— Tak, druhowie — odparł kapitan głosem wzruszonym. — „Nowa Georgja“ już stracona!
— Spieszmy się — ozwał się Asthor. — Grotmaszt lada chwila może zwalić się nam na głowy.
— Pójdźmy zobaczyć, czy nie da się wyratować czegoś z szafarni! — zawołał Bill, zwracając się ku rozbitkom.
— Czy chcesz się spalić? — zapytał go Asthor. — Tam w głębi okrętu jest porządnie gorąco.