Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/196

Ta strona została przepisana.

— Och, łotry, kajdaniarze!…
— Tak! to oni otworzyli klatki — odpowiedział stary marynarz, zapłakany narówni z kapitanem.
— Ach, zdrajcy! serce wam wydrę z piersi! — z głęboką nienawiścią wykrzyknął Amerykanin. — Asthor, czy nie widzisz nikogo na grotmaszcie?
— Owszem, skroś dymu widzę dwóch ludzi, przyczepionych do szlągu — odpowiedział Grinnell.
— A inni?
— Pastwią się nad nimi tygrysy — odparł Asthor posępnym głosem. — Przekleństwo na tych łotrów!
— A Anna?
— Niech się pan o nią nie lęka! — odpowiedział Grinnell. — Widzę, że luka rufna jest silnie zamknięta.
— A była wpierw otwarta?
— Tak jest! Jestem tego pewny, panie kapitanie.
— Zatem Anna ją zamknęła?
— Tak, nikt inny tego nie mógł zrobić tylko miss… Pewno w chwili alarmu zamierzała wyjść na pokład i spostrzegła się wporę.
— Psst!
— Jakieś krzyki! — zawołał Asthor, drgnąwszy.
— Tak!… od strony kwatery rufnej… O moja Anno!
— Słyszę głos Billa! — oznajmił Grinnell.