— Czyś co usłyszał? — spytał kapitan, pochwyciwszy go silnie za ramię.
— Posłyszałem głos miss Anny.
— Ach, Grinnell, nie łudź mnie, proszę!
— Psst! — ozwał się Asthor. — Tak… nie mylę się… Grinnell dobrze słyszał… Proszę słuchać, panie kapitanie…
Z kwatery rufnej ozwał się dość wyraźny głos, nawołujący:
— Ojczulku, gdzie jesteś?
— Anna! — huknął kapitan głosem potężnym.
— To ty ojczulku? — zapytała dzieweczka.
— Tak, to ja, Anno!
— Zdrów?
— Tak jest, zdrów… a ty?
— Jestem zamknięta w swojej kajucie.
— Nie jesteś ranna?
— Nie, ojczulku. Czy sam jesteś?
— Nie, jest nas pięciu.
— A Asthor?
— Żyję, dzięki Bogu, miss — zawołał stary marynarz.
— A inni?
— Zginęli — odpowiedział kapitan.
— A rozbitkowie?
— Uciekli nikczemnicy!
— Czy i Bill?
— Zdaje mi się, że już nie żyje.
— Ukradł wszystkie klejnoty!
— Ale już nie żyje!
— A próbował i mnie porwać.
Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/201
Ta strona została przepisana.