Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/202

Ta strona została przepisana.

— Aha! — krzyknął kapitan. — Teraz rozumiem całą tę piekielną robotę. Ten zbrodniarz kochał moją córkę!
— Czy tygrysy są jeszcze na pokładzie? — spytała Anna.
— Tak, wciąż jeszcze!
— Nie możecie zejść?
— Jesteśmy na masztach, brak nam nabojów.
— Czy „Nowa Georgja“ jeszcze się pali?
— Tak… ale… Hej, Asthor, czy ci się nie zdaje, jakoby dym się zmniejszał?
— Tak, tak — potwierdził stary marynarz — teraz poznaję wyraźnie dwóch ludzi, siedzących na grotmaszcie… przedtem zasłaniał ich ogień.
— A któż tam?
— Fulton i Mariland.
— Cóżby to było za szczęście, gdyby ogień zgasnął!
— Nie możemy jednak zejść w tej chwili — odpowiedział sternik. — Póki tygrysy hasają po pokładzie, nikt nie może nogi tam postawić.
— Wiem o tem.
— Gdyby je można powystrzelać!
— Nasze pistolety są nienabite.
— Mam pewną myśl — zawołał sternik. — Gdyby miss Anna mogła nam pomóc!
— W jakiż sposób?
— Miss! — zawołał sternik. — Czy pani ma w kajucie strzelby i amunicję?
W parę chwil później Anna odpowiedziała:
— W saloniku są trzy karabiny.