Ta strona została przepisana.
nąć masztu i ostatnim wysiłkiem skoczyć ku marsowi, a dwunasty cofnął się na przód okrętu, gdzie przyczaił się za dwiema skrzyniami.
— Jeszcze dwie salwy — ozwał się kapitan Hill — a będziemy mogli zejść.
Znów rozległy się trzy strzały karabinowe, i osłabły tygrys padł bez życia u stóp bezanmasztu.
— Teraz kolej na drugiego — rzekł Asthor, nabijając broń.
W tej chwili Grinnell wydał okrzyk wściekłości:
— Tygrys uciekł!
— Dokąd?
— Do czeladni.
— Czyżby ogień wygasł?
— Chyba tak — odrzekł Asthor — ale jakże go tam podejdziemy?
— Boisz się? — zapytał kapitan.
— Nie — odpowiedzieli obaj marynarze.
— A więc schodźmy nadół i zapolujmy na niego.