Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/210

Ta strona została przepisana.

Kryjąc się za zwałem skrzyń i beczek, zalegających pokład, kapitan wraz z towarzyszami podsunął się na dziesięć kroków do kasztelu przedniego.
— Grinnell, strzelaj wpoprzek kasztelu!
Matros oddał strzał. Wywabiony tym hukiem tygrys ryknął straszliwie i wysunął łeb z drzwi czeladni, w tejże jednak chwili cofnął się, zanim kapitan i Asthor zdążyli wziąć go na cel.
— Boi się — ozwał się Grinnell, nabijając pospiesznie strzelbę.
Asthor podniósł jeden z bosaków i cisnął go wgłąb komory.
Tym razem tygrys z głośnem warczeniem wybiegł nazewnątrz. Sprężył się w sobie, by wziąć rozmach, i skoczył wprzód, opisując w powietrzu olbrzymią parabolę.
Huknęły trzy strzały. Zwierz, ugodzony w rozpędzie, zwalił się na bok, tłukąc łbem o parapet bakortu.
Z rozpaczliwym wysiłkiem podniósł się raz jeszcze, starając się wziąć rozmach powtórnie i rzucić się na napastników. Naraz opuściły go siły i znieruchomiał, straciwszy przytomność. Już nie żył!…
— Hurra! Hurra! — wykrzyknęli Asthor, Grinnell, Fulton i Mariland.
Kapitan skoczył ku rufie, wołając:
— Anno! Anno! Jesteśmy ocaleni!…
W kwaterze rufnej otwarły się z łoskotem wielkie drzwi, zaskrzypiały schody i na pokład wybie-