Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/214

Ta strona została przepisana.

— Powiedz mi — rzekł kapitan — czy te łotry wsiadały do łodzi od strony rufy?
— Tak — odpowiedziała Anna — przeszli przez salon i jęli wychodzić przez okno jeden po drugim.
— A Bill?
— Bill nadszedł nieco później i zaczął dobijać się do mojej kajuty. Posłyszawszy twoje krzyki, zgadłam odrazu, że tygrysy wpadły na pokład, i zamknęłam się w kajucie, uzbroiwszy się w pistolet.
— Mów dalej, Anno.
— Zapytałam go, czego sobie życzy; odpowiedział, że chce mnie ratować. Nie wiedząc jeszcze, kto on zacz, i nie domyślając się, że jest w porozumieniu ze swymi towarzyszami, otworzyłam drzwi i ujrzałam, że w ręce trzymał kasetkę, zawierającą twoje klejnoty. Wówczas dopiero spadła mi z ócz zasłona. „Coś ty ukradł?“ — zapytałam. — „Dolary ojca pani“ — odpowiedział z piekielnym chichotem, — „Myślałem, że mogą bardziej przydać się mnie niż komu innemu“. — „Wynoś się stąd… albo cię zabiję!“ — zawołałam, pokazując pistolet. Bill począł się śmiać mówiąc: „Wyniosę się, ale razem z panią, bo panią kocham!…“ — „ Precz!“ — powtórzyłam, wznosząc pistolet, — „Ho! ho!“ — zawołał z ironją. — „ Gołąbka myśli, że jest silna, ale ja jestem sokół, nie znający trwogi.“ I zamierzał rzucić się na mnie. Wyprężyłam ramię, wystrzeliłam przed siebie i zamknę-