Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/217

Ta strona została przepisana.

— Jednakże ta szczelina będzie zczasem zagrażała bezpieczeństwu „Nowej Georgji“.
— Zatkamy ją, Asthor.
— Ale jakimże sposobem zagasł płomień, szerzący się na dnie okrętu?
— Zaraz zobaczymy.
Zeszli na dół. Doszedłszy do dna okrętu, zauważyli, że było tam już wody na kilka cali.
— Wszystko się wyjaśnia — rzekł kapitan. — Woda, sącząca się ze szczeliny, spłynęła wdół i zalała drugi pożar. Asthor, wracajmy na pokład.
— I cóż? — spytała ich Anna, gdy powrócili.
— Narazie okręt jest bezpieczny — odpowiedział kapitan. — Do pomp, chłopcy!
Rąk było niewiele, lecz na szczęście sił im nie brakło. W kilka chwil największa z pomp była już gotowa; kapitan i czterej marynarze zaczęli pracować przy niej gorączkowo, Anna zaś, która nie chciała być gorszą od drugich, kierowała strumień wody w dymiące zgorzeliska szafarni i komory marynarskiej. W pracy tej skutecznie pomagały jej fale, które w obfitych strugach wsączały się przez wyrwę otwartą pożarem.
Dym z każdą minutą rzedniał, a płonące szczapy przygasały z sykiem przeciągłym. Koło południa ogień był całkowicie zagaszony. Kapitan skrzyknął marynarzy i oznajmił im:
— Słuchajcie mnie, druhowie! Sytuacja nasza pomimo zgaszenia ognia nie jest piękna, w każdym razie nie rozpaczliwa. Mam zamiar zawinąć do najbliższej wyspy, mianowicie do Tanny, zamiesz-