przechyleni przez parapety lub zawieszeni na drabinkach, patrzyli uważnie w środek fal, które z powodu ciemności ledwie można było rozróżnić.
— Odwagi! — krzyknął kapitan, przykładając do ust tubę. — Śpieszymy panu z pomocą.
— Ratujcie!… Tonę! — powtórzył ten sam głos co wpierw, zda się wychodzący z pod wody.
— Najechaliśmy na niego — odezwał się porucznik.
— Tak, tak — potwierdził pilot.
— Przeklęte ciemności! — zawołał kapitan. — Nie widać nic na trzy metry od nas.
— Czekajmy błyskawicy — ozwała się miss Anna.
— A tymczasem dajmy jakiś sygnał — dodał porucznik. — Hej, Harry, puść racę!
Jeden z marynarzy pobiegł szybko jak strzała, przeskakując pasy korkowe i inne przybory, turlające się po pokładzie, zszedł do komory wśledniej i powrócił niebawem z rakietą. Zapalono ją niezwłocznie. Smuga świetlista pomknęła ku chmurom, drżąc migotliwie pod gwałtownem tchnieniem wiatru, i wystrzeliła, rozsiewając wokoło mirjady skier o błękitnawym odbłysku. Niemal bezpośrednio potem — jakgdyby niebo stało się zazdrosne o ową smugę ognistą — ogromna błyskawica rozdarła jego strop od wschodu do zachodu, oświecając jasno, jak w dzień biały, cały wzburzony ocean.
Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/22
Ta strona została przepisana.