Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/221

Ta strona została przepisana.

ruszyła w dalszą drogę, kierując się ku północy czyli w stronę archipelagu Nowych Hebrydów.
Łagodna bryza lekko tylko marszczyła powierzchnię morza. Noc była spokojna i jasna, za chwilę miał wzejść księżyc. Okręt, choć obsługiwany tylko bezanmasztem — który jak wiadomo znajduje się koło rufy, zaczął posuwać się naprzód, ale nadzwyczaj powoli. Przebiegał co najwyżej dwa węzły na godzinę. Kapitan, Anna i Fulton udali się do swych kajut, a reszta towarzyszy objęła wartę.
W czasie pierwszej wachty nie zdarzyło się nic godnego uwagi. „Nowa Georgja“, choć nieraz zbijała się z drogi, zmuszając sternika do ustawicznej czujności ze względu na bezanmaszt, wywierający zbyt wielkie ciążenie na rufę, płynęła jednak bez przerwy, przebiegając w ciągu pierwszych czterech godzin przestrzeń około dziewięciu węzłów.
O północy kapitan, Fulton i Anna, która nie chciała zostać w kajucie, uważając się już za jedną z załogi, objęli drugą warugę.
O świcie kapitan, chcąc by Anna wypoczęła, zamierzał zbudzić sternika i jego towarzyszy, gdy ukazało się dziwne zjawisko, które wszystkich napełniło zdumieniem. Już od kilku minut zauważono, że na pokład padają jakieś leciuchne niteczki, cieńsze od tych, które wysnuwa się z kokonów jedwabnika; przyczepiały się one całemi pasemkami dokoła rej, żagli, szpirów i lin bezanmasztu. Fulton i Anna, spostrzegłszy to, chcieli prosić kapitana o wyjaśnienie dziwnego zjawiska, gdy nagle