Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/231

Ta strona została przepisana.

wyspa, zwana Anatton… ale ten wulkan? O ile mi wiadomo, na Anattonie niema wulkanu.
„Nowa Georgja“ posuwała się wciąż naprzód, zagłębiając się w kotlinę fal i pnąc się lękliwie na ich grzbiety. Jęczała żałośnie, jakby przeczuwała bliski koniec, przechylała się z rosnącą gwałtownością to w jedną to w drugą stronę, jakgdyby sprzeciwiała się holowaniu do tych wybrzeży, atoli przelewy popychały ją wciąż naprzód z coraz to większą chyżością.
O trzeciej nad ranem okręt był już tylko o dwa węzły oddalony od wyspy. Kapitan, który uważnie przyglądał się falom celem wymiarkowania, czy dno nie jest pokryte skałami lub wzgórkami koralowemi, zawołał nagle:
— Spuszczać kotwicę!
Mariland, Fulton i Grinnell wskoczyli do wind, i dwie kotwice stoczyły się w wodę, ciągnąc za sobą przez kluzy łańcuchy kotwiczne. Okręt posunął się naprzód parę metrów, poczem zatrzymał się nagle, irując w miejscu. W tej samej prawie chwili od strony rufy dał się odczuć silny wstrząs, który powalił na pokład całą załogę.
— Czy okręt się rozbił? — zapytał Asthor, zrywając się na nogi.
— Rufa osiadła na rewie! — zawołał kapitan.
— Niema uszkodzeń?
— Zdaje się, że nie — odpowiedział Grinnell, który upadł na pokład tylny.
— Ależ woda się wdziera! — zawołał Fulton.
— Gdzie? — zawołał kapitan.