Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/241

Ta strona została przepisana.

Gdy zapalono fajki i ułożono się na świeżej trawie w cieniu drzew wielkich, kapitan wdał się w rozmowę z dzikusem, posługując się językiem tongańskim, którym władał dość dobrze. Pierwsze pytanie brzmiało:
— Jak się nazywasz?
— Koture — odpowiedział tymże językiem krajowiec.
— Czy wieś twoja znajduje się daleko?
— O tam, wgórze — odpowiedział wyspiarz, wskazując szczyt góry, pokryty gęstym lasem.
— Czy zechciałbyś nas tam zaprowadzić?
— Tak! tak!
— Przedstawisz nas swojemu królowi?
— Tak.
— Czy przyjmie nas dobrze?
— Tak, bo to twój krewniak.
— Mój krewniak?
— Tak, bo jest tak samo biały jak ty i twoi towarzysze.