Kapitan Hiłl i jego towarzysze przez parę minut nie mogli głosu wydobyć ze siebie, tak byli zdumieni wieścią, że na tej wyspie znajduje się biały człowiek, i to jeszcze zaszczycony godnością królewską. Kim mógł być ten człowiek, który zawitał do tej dzikiej krainy i był niewątpliwie Anglikiem, albo może Amerykaninem? Byłże to rozbitek, wyrzucony burzą na to wybrzeże, czy też żeglarz przybyły tu z własnej woli?… A może to jeden z kajdaniarzy, zbiegłych z pokładu „Nowej Georgji“ po wykonaniu niegodziwej zbrodni?
Takie myśli niepokoiły sześciu rozbitków okrętu amerykańskiego.
— Ktoby to mógł być? — zapytał Asthor, pierwszy przerywając milczenie.
— Ach, jak radbym go poznać!
— A może to jeden z zesłańców? — zauważył Grinnell.
— To niemożliwe — odpowiedział Fulton. — Koture mówił o jednym, a ich było ośmiu.
— Może inni potonęli? — zauważył Mariłand.
Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/242
Ta strona została przepisana.
Rozdział XXIII
Biały król.