Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/250

Ta strona została przepisana.

— Piwem mojego wyrobu — odpowiedział Collin, podając gościom filiżanki, sporządzone z zaokrąglonych liści bananów. — Potem podam wam tutejsze torty, sporządzone z gotowanych liści figowych i bananowych, ciastka z jądra orzecha kokosowego i liście figowe w miękiszu bananów. Zapewniam państwa, że to prawdziwe smakołyki.
— A do czegóż te trzciny?
— To przepyszne trzciny cukrowe.
— A teraz, panie Hill, między jednem daniem a drugiem opowiem wam swoją historję. Radbym jednak wiedzieć, czemu przypisać to szczęście, że was tu oglądam?
— Oto, panie Collin — odpowiedział kapitan — rozbiliśmy się koło tej wyspy.
— „Nowa Georgja“ się rozbiła! — wykrzyknął Collin z boleścią — w jaki sposób? a… Bill?
— Uciekł — odpowiedział kapitan głucho.
— Uciekł!… ten nędznik uciekł? — wrzasnął porucznik, zaciskając pięści.
— Skądże ten wybuch gniewu, skoro pan jeszcze się nie dowiedział o niecnych planach tego człowieka? — spytała Anna.
— Niecnych planach?… Co pani przez to rozumie? Wielki Boże!… Ale co wam zrobił ten niegodziwiec?
— Zrujnował nas doszczętnie — odpowiedział kapitan. — On i jego towarzysze nie byli rozbitkami, lecz zbiegami z kolonji karnej na wyspie Norfolk.
— Więc uratowaliście jego towarzyszy?