Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/259

Ta strona została przepisana.

i spory zapas amunicji, by zdemolować jaskinię tych łotrów.
— Zaraz wyruszę, kapitanie.
— Pan zaś, panie Collin, zgromadzisz wszystkich swoich wojowników co najtęższych i najdzielniejszych, by dopomóc nam w przedsięwzięciu.
— Wyprawię poselstwa do sąsiednich wsi. Jeszcze dziś będę miał pod bronią dwa do trzech tysięcy wyborowych ludzi.
— A co zrobicie z zesłańcami? — spytała Anna.
— Powiesimy ich na najwyższem drzewie — rzekł Asthor. — Jeżeli dzicy zechcą ich później wbić na rożen, nie będę im w tem przeszkadzał.
— Jeżeli znajdziemy którego z nich przy życiu — rzekł kapitan — zawieziemy go z sobą do Australji i każemy odesłać na wyspę Norfolk.
— Czy i ja pójdę do jaskini? — spytała Anna.
— Nie — rzekł Collin — pani tu zostanie pod opieką Koturego, bo tam nas czekają poważne niebezpieczeństwa.
Niebawem Asthor, trzej marynarze i dziesięciu tubylców zstępowali ze zbocza góry, a Collin wyprawił kilku posłów do wsi sąsiedniej, by sprowadzić wojowników i dowódców.