Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/264

Ta strona została przepisana.

— Gdzie? gdzie?
— U stóp wyniosłości.
Kapitan i Collin spojrzeli we wspomnianym kierunku i ujrzeli istotnie sześciu ludzi, z których odzieży można było poznać, iż są marynarzami. Byli zajęci pracą koło olbrzymiego pnia drzewnego, z którego niewątpliwie zamierzali sporządzić czółno.
— To oni! — wykrzyknął kapitan. — Ten, który kieruje robotą, to Mac Bjorn; ten grubas to Mac Doil, w trzecim poznaję O‘Donnella, czwartym jest Brown, piąty, ten który wymachuje siekierą, to Dickens, szósty to Kingston, a ostatni Welker.
— Lecz gdzież jest ósmy… ten niegodziwiec Bill? — spytał Collin przez zaciśnięte zęby.
— Oto leży tam u stóp bananu — odpowiedział kapitan. — Nędznik jeszcze żyje pomimo dwóch ran.
Collin odchylił zasłaniające ich zarośle i jął się im przypatrywać. W rzeczy samej ujrzał ósmego mężczyznę, którego poznał od pierwszego wejrzenia.
— To Bill! — zawołał głosem pełnym nieopisanej nienawiści. — Zatem spotkamy się z sobą!
— A gdzie ta jaskinia? — spytał kapitan.
— Czyż nie widzicie jej otworu? — odpowiedział porucznik. — Niech pan spojrzy tam koło tego krzaka.
— Widzę ich.