Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/272

Ta strona została przepisana.

Na tę komendę krajowcy rzucili się na ziemię i poczęli czołgać się wśród krzaków, usiłując podkraść się ku jaskini. Asthor, Grinnell wraz z dziesięcioma towarzyszami uczynili to samo, postępując tuż za płomieniami, które posuwały się wciąż naprzód, pożerając rośliny po drodze.
Zesłańcy strzelali bezustanku, dzikim wrzaskiem dodając sobie otuchy; jednakże opór ich nie był już tak silny jak przedtem, i widocznie byli już słabi liczebnie, gdyż słychać było tylko trzy karabiny.
Co się stało z resztą? czy wyginęli od kul, czy też dym osłabił ich do tego stopnia, że nie byli już w stanie podtrzymywać bitwy?
— Co się za tem kryje? — takie pytanie zadawał sobie Asthor, starając się dostrzec, co się dzieje w jaskini. — Uhm, nie wiedzieć dlaczego boję się przykrej niespodzianki.
Krajowcy, osłonięci dymem i ogniem, dotarli na dwadzieścia kroków do jaskini. Wówczas, poniechawszy wszelkich środków ostrożności, zerwali się na równe nogi i sypnęli gradem assagajów i strzał; jednocześnie biali odezwali się salwą z broni palnej. Oblężeni odpowiedzieli stekiem przekleństw, poczem wśród dymu ujrzano człowieka, który na chwilę poderwał się na nogi, ale po przebyciu kilku kroków runął na ziemię.
To Dickens! — zawołał sternik, poznawszy go. — Jeszcze jeden z nich poszedł z wizytą do Lucypera.