Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/274

Ta strona została przepisana.

i O’Donnell, przeszyci dzidami krajowców. Piąty, Welker, rzęził, oparty o ścianę jaskini.
— A inni? — zapytał Collin, wodząc wokoło bystrym wzrokiem.
— Dickens padł przed jaskinią — odpowiedział Asthor.
— A Bill i Mac Bjorn? — spytał kapitan.
— Nie widać ich, do kroćset masztów! — zawołał sternik, zaciskając pięści.
— Ależ nie mogli uciec — zauważył Collin.
— Welker — ozwał się kapitan, podchodząc do rannego zesłańca.
Drab, posłyszawszy swoje nazwisko, otworzył oczy i, widząc stojącego przed nim Hilla, wymamrotał:
— Powiesisz pan nieboszczyka, panie kapitanie.
— Gdzie Bill i Mac Bjorn?
W oczach konającego błysnął ogień nienawiści.
— Podli!… — zawołał. — Oni… nas… o… pu… ści… li… zdra… dzili!…
— Ale jakimże sposobem?
— Tam… tam… — wybełkotał Welker, wskazując głąb jaskini. — U… ciekli!…
— Jeszcze jedno słowo — odezwał się kapitan. — Kto wy jesteście?
Blady uśmiech wykwitł na wargach Welkera.
— Już… u… mie… ram — wymówił z trudnością. — Mogę… po… wiedzieć… je… steśmy… ze… słań… cami… z wyspy Nor…