Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/275

Ta strona została przepisana.

Nie dokończył, pochwycony nagłym dreszczem. Wzniósł ręce, zaciskając je koło gardła, zgiął się w pałąk i w tej pozycji znieruchomiał. Był już nieżywy.
— Spieszmy się — zawołał Collin — bo inaczej ujdą nam ci nędznicy.
Rzucili się wgłąb jaskini i odkryli w niej ciemny i wąski korytarzyk. Nie zważając na mogące im zagrażać niebezpieczeństwo, zapuszczali się coraz dalej z bronią w garści. Przebiegłszy pięćdziesiąt metrów, znaleźli się przed otworem, jakby wyrąbanym siekierą lub kilofem. Przeszedłszy przezeń, wydostali się na otwartą przestrzeń i znaleźli się na przeciwnym stoku wzgórza, który łączył się z podnóżem pasma górskiego, przylegającego do wulkanu.
— Uciekli! — krzyknął Collin, wyrywając sobie włosy z głowy.
— Ach, nędznicy! — zawołał kapitan.
— I zabrali z sobą pańskie pieniądze, panie Hill — dodał Asthor, który właśnie przetrząsnął wszystkie zakątki jaskini.
— Jednakże ich odnajdziemy, choćby nam przyszło przeszukać wszystkie lasy na wyspie! — odpowiedział Collin.
— I dokądżeby się udali? — spytał kapitan. — Nie mogą mieć przewagi nad nami, zwłaszcza że Bill jest ranny i utyka na nogę.
W tej chwili Paowang, który od kilku minut bacznie przyglądał się terenowi, zbliżył się do Collina i rzekł: