Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/287

Ta strona została przepisana.

— Co zamierzacie ze mną uczynić? — spytał skazaniec niespokojnie.
— Odwiozę cię na wyspę Norfolk.
Twarz Billa pobladła jeszcze bardziej, a jej rysy skurczyły się złowrogo.
— Czy córka pańska jeszcze żyje? — zapytał znienacka.
— Tak, Bóg ją ustrzegł.
— Ale pana nie ustrzeże! — wykrzyknął bandyta.
Błyskawicznym ruchem wyciągnął z zanadrza nabity pistolet i wycelował go w pierś kapitana; atoli Grinnell, który stał tuż przy nim, obalił go w tejże chwili ciosem kolby na ziemię. Strzał chybił i kula pomknęła w przestrzeń.
— A bodaj cię!… — ryknął Bill.
— Zwiążcie go — ozwał się Collin.
Marynarze rzucili się na Billa i skrępowali go mocno pomimo rozpaczliwego oporu, Asthor przeszukał mu kieszenie i wyjął z nich banknoty, zrabowane w kajucie kapitana.
— Wracajmy — ozwał się Collin. — Noc zapada, a długą drogę mamy przed sobą.
Na dany znak przez niego czterej krajowcy podnieśli Billa i jęli go znosić z góry.
Asthor, zanim zszedł z wierzchołka góry, spojrzał wdół na leżące poniżej równiny i kotliny. Koło pasma górskiego, u którego podnóża otwierała się jaskinia, ujrzał olbrzymie ogniska, połyskujące między drzewami.