nakże przejedziemy, nie narażając się na zetknięcie z rafami podwodnemi.
— Ciemność jest tak nieprzebita, że nawet z dwóch węzłów odległości niepodobna rozpoznać jakiegokolwiek lądu.
— Wskażą go nam fale i błyskawice. Patrzajno! Przecieżem się nie omylił!
— Ziemia pod dryf! — krzyknął w tejże chwili sztabnik.
— Uwaga, Asthor! — ozwał się młodszy oficer, zwracając się do starego marynarza, trzymającego helmąt steru.
— Proszę się nie obawiać! — odrzekł wilk morski, skręcając helmąt na luf. — Już te dzikusy, przynajmniej na ten raz, nie dostaną mojego łykowatego mięsa w zęby.
Kapitan Hill wobec takiego szału żywiołów nie wiedział dokładnie, gdzie się znajduje. Od trzech dni nie mógł określić długości i szerokości geograficznej. Podążył więc teraz na przód okrętu, by na własne oczy ujrzeć zwiastowaną ziemię.
Przy świetle błyskawicy dostrzegł w odległości niespełna dwóch mil od okrętu wyspę, sterczącą z ponad pieniących się fal. Gdy wzrok wytężył, wydało mu się, że na strądzie widać jakieś błyszczące punkciki.
— Te szelmy dzikusy nas zauważyły i próbują wciągnąć do jakiejś przystani — mruknął. — Ho, ho, moje drogie łakomczuchy! Kapitan Hill zna was jak zły szeląg i nie da się oszukać!
Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/36
Ta strona została przepisana.