narażałby swego okrętu na ocalenie nieznajomego człowieka.
— Nie mówmy już o tem; kto inny na mojem miejscu uczyniłby to samo, albo przynajmniej próbowałby to uczynić.
— Czy burza już minęła?
— Lada chwila przejdzie.
— Czy kierujecie się ku wyspom Fidżi?
— Już zmieniłem kurs.
— Gdzie jesteśmy obecnie?
— Przed archipelagiem Santa Cruz.
— A więc za parę dni przybijemy do wysp Fidżi?
— Jeżeli Bóg pozwoli.
— Dziękuję panu.
— Nie wiedziałeś pan przypadkiem, gdzieście się znajdowali, kiedyśmy pana wyłowili z morza?
— Przypuszczam, że byliśmy koło wysp Salomona.
— A w jakim płynęliście kierunku?
— Zamierzałem szukać pomocy na brzegach australskich, lecz huragan znosił mnie wciąż na wschód. Zdecydowałem się podpłynąć ku archipelagowi Salomona, sądząc, że napotkam jakiś okręt, płynący z Marjanów do Sydney… wtedy to wyratowała mnie pańska załoga.
— Na waszej tratwie znajdował się tylko Indjanin, któregoś pan zabił?
— Tak, kapitanie.
— A czemu wyruszyliście tylko we dwójkę?
Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/41
Ta strona została przepisana.