— Każda kobieta ma obowiązek troszczyć się o nieszczęśliwych — odpowiedziała Anna. — Nigdybym nie przebaczyła załodze okrętu, któraby nie pomogła nieszczęśliwym żeglarzom, zagrożonym przez ludożerców.
— Dziękuję pani. Pani jest aż nadto łaskawa.
— Powiedz mi, Bill — zapytał niespodzianie porucznik, podchodząc do rozbitka — czyś ty słyszał kiedy o wyspie Norfolk?
To obcesowe i zapewne nieoczekiwane pytanie raziło Billa jakby piorunem; na jego twarzy uwidoczniła się nagła bladość, by natychmiast ustąpić miejsca żywemu rumieńcowi. Zwrócił się raptownie w stronę porucznika, który zdawał się nie przywiązywać najmniejszej wagi do tego tak znaczącego pytania, i utkwiwszy w jego twarzy dwoje oczu, w których zatliły się posępne błyski, zagadnął:
— Co pan zamierza przez to powiedzieć?
— Nic; zadałem najzwyklejsze w świecie pytanie.
— Aha, rozumiem! — zawołał Bill, uderzając się w czoło. — Pyta mię pan, czy znam wyspę, na której znajdują się pod strażą zesłańcy angielscy. Ale nacóż takie pytanie?
— Powiedziałem już, że pytam tylko z ciekawości.
— Znam, znam tę osławioną wyspę. Wylądowałem raz przy jej brzegach, przebywając na pokładzie „Alberta“, okrętu amerykańskiego, który podobnie jak wasz statek uprawiał handel
Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/53
Ta strona została przepisana.