Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/59

Ta strona została przepisana.

— Coś koło dziesiątej — odpowiedział marynarz.
— Kto z oficerów ma wachtę przez pierwsze ćwierć nocy?
— Pilot Asthor.
— A pan Collin?
— Obejmie służbę o północy.
— Ten pan Collin to dzielny oficer?
— Bardzo dzielny, głowę ci daję za niego.
— Cieszy się wielkiem zaufaniem na statku?
— Takiem samem jak Asthor, który od dwudziestu lat żegluje z kapitanem Hillem… może nawet większem.
— Czy to prawda, że porucznik jest zaręczony z miss Anną?
— Nigdym tego nie słyszał, więc nie wierzę.
— Powiedz mi, czy wierzycie naprawdę, że jestem nieszczęśliwym marynarzem, który wskutek przeciwności losu rozbił się na morzu?
— Do kroćset! Czyż nie wyłowiliśmy cię na pełnem morzu, gdyś płynął tratwą?
— To prawda… ale zdaje mi się, że pan Collin spogląda na mnie z niedowierzaniem.
— Porucznik jest człowiekiem podejrzliwym, nie wierzę jednak, by miał jaką podstawę do nieufności względem ciebie. Wybij sobie z głowy te głupstwa.
— Masz rację, kamracie. Jestem kpem, przypuszczając, jakoby na pokładzie „Nowej Georgji“ miano patrzeć na mnie złem okiem. Dobranoc!