Ta strona została przepisana.
Rozbitek przeszedł zwolna przez pomost, nachmurzywszy czoło i skrzyżowawszy ręce na piersi. Wydawał się zamyślony i zafrasowany.
Przechodząc koło wielkiej luki, zatrzymał się, aby posłuchać głuchego pomruku tygrysów.
— Są głodne! — mruknął półgłosem. — A przecież byłoby tu dość mięsa dla dwunastu bestyj!
Cofnął się zwolna na przód okrętu i utkwił wzrok w chmurach, które bezładnie mknęły po niebie.
— Ta burza będzie dla kogoś zgubną! — zamruczał.
Stłumił posępny uśmiech, który mu się cisnął na usta, i zniknął w komorze forkasztelu.