Strona:Emilio Salgari - Dramat na Oceanie Spokojnym.djvu/77

Ta strona została przepisana.

szalupy i tworząc wyłomy w burtach. Zdało się, jakoby się zawzięły rozbić boki okrętu, by wciągnąć go w straszne otchłanie oceanu Spokojnego.
Zapadła noc czarna jak dno beczki z dziegciem. Nic nie było widać oprócz ciemności, które zdawały się gęstnieć z każdą chwilą, jakby chciały powiększyć niesamowitą grozę oceanu. Jedynie na widnokręgu migały niekiedy błyskawice; przy rażącem, nagłem ich świetle widać było matrosów, co z włosami rozwianemi, pobladłemi twarzami, błędnemi oczyma i w zachlapanej odzieży biegali po pokładzie. Na mostku dostrzec można było wysoką sylwetkę kapitana, a na przodzie okrętu ponurą postać rozbitka.
Wśród wycia wichury, poświstu wiatrów i ryku fal rozlegały się co pewien czas z czarnej czeluści gatu wstrząsające ryki dwunastu tygrysów, oraz odgłosy zapamiętałych uderzeń o boki klatki, zadawanych przez bestje przerażone hałasem burzy i miotaniem się okrętu.
Koło północy rzuciła się na okręt silniejsza jeszcze zawierucha — tak gwałtowna, że zalała wodą cały przód okrętu.
Kapitan Hill, obawiając się, że „Nowa Georgja“ może zbyt silnie przechylić się na jeden z boków i nie powstać więcej, kazał zwinąć topżagle i bramżagle, pozostawiając w rozwinięciu jedynie żagle dolne.
Kilku marynarzy zaczęło wdrapywać się na drabinki sznurowe, jednakże wstrząsy, których doznawał okręt, oraz zapędy fal, sięgające znacznie