Strona:Emilka dojrzewa.pdf/134

Ta strona została przepisana.

mnie co wieczór, czy mnie ktoś odprowadzał ze szkoły. Zdaje mi się, że jest czasami trochę rozczarowana, gdy mówię: „nie”.

Prawdę powiedziawszy, nie mam wcale ochoty na przechadzkę z żadnym z tych chłopców, którzy chętnie przechadzaliby się ze mną.

· · · · · · · · · · · ·
20 października 19...

Pokój mój pełen jest dzisiaj woni jesiennych, ale nie wolno mi otworzyć okna. Zaryzykowałabym to, mimo wszystko, gdyby ciotka Ruth nie była przez cały dzień w bardzo złym humorze. Wczoraj przypadała ta niedziela, którą spędzam w Shrewsbury, a kiedy poszłyśmy do kościoła, usiadłam w głębi ławki, w kącie. Nie wiedziałam, że zwykle siedzi tam ciotka Ruth, a ona pomyślała, że uczyniłam to rozmyślnie. Przez całe popołudnie czytała biblję. Czułam, że czyta ją mnie na złość, ale nie mogłam zrozumieć dlaczego. Dzisiaj zrana zapytała, dlaczego tak postąpiłam wczoraj.

— Jak? — spytałam, zdumiona.

— Emilko, wiesz, co zrobiłaś. Nie myślę tolerować tej obłudy. Jakie motywy kierowały tobą?

— Ciotko Ruth, nie mam najlżejszego pojęcia, co masz na myśli — rzekłam wyniośle, bo czułam, że krzywda mi się tu dzieje.

— Emilko, usiadłaś wczoraj w kącie ławki, ażeby mnie tam nie dopuścić. Dlaczego to uczyniłaś?

Spojrzałam z góry na ciotkę Ruth, jestem teraz wyższa od niej i z łatwością mi to przychodzi. Ona te-

130