Strona:Emilka dojrzewa.pdf/157

Ta strona została przepisana.

Była oburzona, rozgoryczona, rozżalona. Właśnie weszła do szatni Ewelina Blake.

— Ty... ty to zrobiłaś! — krzyknęła Emilka.

Ewelina popatrzała na nią przez chwilę, poczem wybuchnęła szalonym śmiechem.

— Emiljo Starr! Wyglądasz jak strach na wróble. Czy może weszłaś do klasy z tem malowidłem na obliczu?

Emilka zacisnęła pięści.

— Ty to zrobiłaś — powtórzyła.

Ewelina podniosła głowę do góry.

— Doprawdy, panno Starr, nie mam takich głupstw w głowie. Przypuszczam, że raczej twoja ukochana przyjaciółka, Ilza, spróbowała spłatać ci takiego figla, żeby wypróbować stałość twoich uczuć. Śmiała się z czegoś do rozpuku, gdy przyszła do szkoły przed paru minutami.

— Ilza nigdyby tego nie zrobiła — krzyknęła Emilka.

Ewelina wzruszyła ramionami.

— Jabym na twojem miejscu zmyła przedewszystkiem te wąsy, a potem dociekałabym, kto to zrobił — rzekła spokojnie i wyszła z szatni.

Emilka zmyła wąsy, drżąc na całem ciele ze wstydu, upokorzenia i gniewu. Takiej męki jeszcze nie przecierpiała. Postanowiła wracać do domu. Ale po chwili zmieniła zdanie, opanowała się i z zaciśniętemi zębami wróciła do klasy, trzymając głowę bardzo wysoko i krocząc powoli do swej ławki. Twarz ją paliła, w duszy jej wrzało. W kącie siedziała Ilza z głową pochyloną nad kajetami. Inne dziewczynki uśmiechały się, szeptały. Pan Scoville był poważny, a w jego

153