Strona:Emilka dojrzewa.pdf/195

Ta strona została przepisana.

— Lepiejbyś zrobiła, pozostawiając troskę o guziki Perry’ego Millera jego przyjaciołom.

— Jestem najlepszym przyjacielem, jakiego Perry posiada — odrzekłam.

— Nie wiem, skąd do ciebie te gminne upodobania — rzekła ciotka Ruth.

7 maja 19...

Dzisiaj po południu zaprowadził Tadzio Ilzę i mnie nad rzekę. Mieliśmy zrywać kwiatki majowe. I rzeczywiście nazbieraliśmy pełne koszyki kwiecia i spędziliśmy przemiłą godzinę nad rzeczką w cieniu świerków, wśród zapachu żywicy.

Gdyśmy wracali do domu, otoczyła nas znienacka gęsta mgła. Ale Tadzio kierował się gwizdem kolejowym, więc nie baliśmy się, że zabłądzimy. Płynęliśmy po białem morzu, nieprzejrzanem i idealnie spokojnem. Cisza panowała zupełna poza tym oceanem. Byliśmy odgraniczeni od reszty świata. Od czasu do czasu lekki powiew rozdzierał na sekundę tę zwartą zasłonę, która wówczas kłębiła się, tworząc fantastyczne kształty i widma. I znowu byliśmy zatuleni w biel jednostajną. Był to istny poemat w życie wcielony i żałowałam, że tak rychło znalazłam się w mieście i w domu. Ciotka Ruth była bardzo zaniepokojona tą mgłą.

— Gdybym była wiedziała, nie byłabym ci pozwoliła wyjść z domu.

— Nie było żadnego niebezpieczeństwa, ciotko Ruth, nic mi nie groziło. Popatrz na te śliczne kwiaty.

Ciotka Ruth nie spojrzała na kwiaty.

191