Strona:Emilka dojrzewa.pdf/198

Ta strona została przepisana.

15 maja 19...

Wczoraj odbył się majowy wieczorek klasy najmłodszych. Jest to doroczny zwyczaj. Stwierdziliśmy, przychodząc, że nie możemy zapalić gazu. Okazało się, że junjorowie odcięli gaz, ażeby nam dokuczyć. Nie wiedzieliśmy w pierwszej chwili, co czynić. Wtem przypomniałam sobie, że ciotka Ruth otrzymała w prezencie od ciotki Elżbiety całe pudełko świec. Wróciłam do domu i wzięłam te świece (ciotka Ruth była nieobecna). Rozstawiliśmy je dokoła pokoju. Wieczorek odbył się więc i była pyszna zabawa. Bawiliśmy się już samem improwizowaniem lichtarzy, a przytem światło świec jest o tyle milsze i pogodniejsze, niż światło gazowe. Wszyscy byliśmy dowcipni tego wieczoru. Każdy pokolei wygłaszał przemówienia. Perry miał mówić o historji Kanady, zdaje się, że byłby to istny odczyt, bardzo rozsądny i bardzo nudny, ale zmienił zamiar i mówił o „świecach”, improwizując w miarę natchnienia. Opowiadał o świecach, które widywał w różnych krajach, gdy był małym chłopcem i jeździł ze swym ojcem. Było to takie dowcipne i zajmujące, że siedzieliśmy jak przykuci. Zdaje mi się, że koledzy i koleżanki zapomnieli o francuskich modach i o starym rolniku, który siał i orał.

Ciotka Ruth nie spostrzegła jeszcze braku świec. Jutro jadę do Srebrnego Nowiu. Poproszę ciotkę Laurę o inne pudełko świec (ona się zgodzi, wiem!) i przywiozę je ciotce Ruth.

22 maja 19....

Dzisiaj nadeszła pod moim adresem nienawistna, długa, gruba koperta. „Złote Chwile” odesłały mój rękopis. Szemat drukowany opiewał:

194