Strona:Emilka dojrzewa.pdf/199

Ta strona została przepisana.

„Przeczytaliśmy z zajęciem pani nowelkę i żałujemy, że narazie nie możemy z niej skorzystać”.

Po pierwsze usiłowałam pocieszyć się faktem, że przeczytali ją „z zajęciem”. Wróciwszy do domu, zrozumiałam nagle, że skoro otrzymuję drukowany szemat odmowny, to pochlebne te wyrazy odnoszą się do wszystkich autorów, których rękopisy zostają odrzucone. Co najsmutniejsze, to że ciotka Ruth zobaczyła przesyłkę, zanim wróciłam ze szkoły i otworzyła kopertę. Czułam się upokorzona.

— Mam nadzieję, że to cię przekona ostatecznie, iż nie warto tracić pieniędzy na znaczki pocztowe i posyłać podobne niedorzeczności, Emilko. Cóż to za pomysł, że ty możesz napisać nowelę, nadającą się do druku!

— Zamieszczono dwa moje wiersze ulotne! — zawołałam.

Ciotka Ruth syknęła:

— Phi! Poematy. Wiersze. Muszą czemś wypełniać szpalty.

— Możliwe — rzekłam z godnością, połykając łzy.

Poszłam do mego pokoju, gdzie gniew mój minął szybko. Namyślałam się, czy nie spalić tego niefortunnego rękopisu. Ale nie! Przepiszę go powtórnie i spróbuję szczęścia gdzie indziej. Muszę zwyciężyć.

Zdaje mi się, gdy przeglądam ostatnie stronice niniejszego dziennika, że zaczynam się obywać bez podkreśleń i kursywy. Ale czasami jest to niezbędne.

195