Strona:Emilka dojrzewa.pdf/230

Ta strona została przepisana.

a ja jej odpowiadałam: „Dzieńdobry, Janino”. Musiałam wykazywać w ten sposób wyższość McIntyre’ów nad Jardines’ami. Ale była ona bardzo dobrą istotą i zgadzałyśmy się idealnie.

Byłam bardzo zaprzyjaźniona z królową, owszem. Ona nie była dumną kobietą. Czasami siadywała u mnie w domu, popijała herbatę i opowiadała o swoich dzieciach. Nie była bardzo ładna, ale miała piękne ręce. Książę Albert był bardzo przystojny, tak ludzie mówili; mojem zdaniem przystojniejszy był mój Alistair. Ale niezawodnie byli to wytworni państwo. Moje dzieci bawiły się codziennie z małemi książętami i księżniczkami. Królowa wiedziała, że jej dziatwa jest w dobrem towarzystwie i bardziej była zadowolona, niż ja, bo książę Bertie był najniegrzeczniejszym, najhałaśliwszym chłopcem, jaki istniał kiedykolwiek. Wciąż się obawiałam, że się pobije z moim Allanem. Bawili się codziennie i kłócili się codziennie. Niezawsze była to winą Allana. Ale zawsze Allan dostawał burę, biedny chłopak! Kogoś trzeba było skrzyczeć, a przecież nie mogłam łajać księcia, moja droga.

Wtem zdarzyło się wielkie nieszczęście: wybuchnął pożar gaiku za domem. Gdyby jedno z dzieci tam się zabłąkało, byłoby się udusiło — tyle było tam dymu. Zapowiedziałam Allanowi i księciu Bertie, żeby tam nie chodzili. Poszli, mimo to, ale nic im się nie stało. Jeden składał winę na drugiego, skrzyczałam ich obu. Ale w parę dni później, książę Bertie wpadł do sadzawki, a Allan usiłował go wyciągnąć i o mało razem nie utonęli. Wracałam właśnie z zamku, dokąd zaniosłam mleko. Gdy mi powiedzieli ludzie, co się stało, pobiegłam, jak szalona... Zobaczyłam ich siedzących na

226