Strona:Emilka dojrzewa.pdf/236

Ta strona została skorygowana.

duję jej w mojej torbie podróżnej. Wiem, że ją tu zostawiłam wczoraj wieczorem!

— Czy nie leży tam na stole? — spytała Ilza.

Emilka popatrzyła ze zdziwieniem na stół.

— To niemożliwe... tak, istotnie... jak się to stało? Wiem, że nie wyjmowałam jej z torby z całą pewnością.

— Widocznie zapomniałaś — rzekła Ilza obojętnie.

Emilka poszła w kierunku stołu, zaskoczona. Księga leżała otwarta, obok niej ołówek. Goś przykuło nagle wzrok Emilki. Pochyliła się nad stołem.

— Dlaczego się nie pośpieszysz trochę i nie upinasz włosów? — pytała Ilza niecierpliwie. — Ja już jestem gotowa. Na miłość Boską, oderwij się od tej księgi i ubierz się nareszcie!

Emilka zwróciła się ku niej, trzymając w ręku otwartą księgę. Była bardzo blada, oczy jej pociemniały z lęku i trwogi.

— Ilzo, spójrz na to — rzekła drżącym głosem.

Ilza podeszła bliżej i spojrzała na stronnicę, którą pokazywała jej Emilka. Widniał na niej szkic, doskonale wykonany, przedstawiający domek nad rzeką, ten sam, którym wczoraj Emilka tak się zachwycała. Na jednem z okien był narysowany czarny krzyżyk, a obok, na marginesie, drugi krzyżyk, przy którym napisano: „Allan Bradshaw jest tutaj.”

— Co to znaczy? — krzyknęła Ilza. — Kto to narysował?

— Nie wiem — wyjąkała Emilka — pismo jest... moje.

232