Strona:Emilka dojrzewa.pdf/253

Ta strona została uwierzytelniona.

tym roku objęte były jej dzieła wykładami literatury u nas w szkole. Ulubionym moim utworem jest „Onora”, mam dla niej znacznie więcej współczucia, niż sama pani Browning.

— Naturalnie — rzekł Dean — jesteś istotą nawskroś uczuciową. Poruszyłabyś niebo dla twej miłości, podobnie jak to uczyniła Onora.

— Nie chcę kochać... kochać jest to być niewolnicą — rzekłam.

W tej samej chwili, kiedy to powiedziałam, zawstydziłam się, bo wiedziałam, że mówię to tylko dla brzmienia słów, ażeby się wydać mądrą i głęboką. Nie wierzę, żeby miłość oznaczała niewolę, nie dla Murrayów w każdym razie. Ale Dean wziął mnie na serjo.

— Cóż, kiedy musimy być niewolnikami na tym świecie — rzekł. — Każdy z nas jest niewolnikiem czegoś lub kogoś. Nikt nie jest wolny. Może zresztą, o córo Gwiazd, jest miłość najłagodniejszym, najmniej srogim tyranem, mniej srogim, niż nienawiść, albo strach, albo konieczność, albo ambicja, albo duma. A jak ci się powodzi w miłosnych ustępach twych nowel?

— Zapominasz... nie wolno mi jeszcze teraz pisać nowel. Skoro termin minie, przypomnij sobie, że mi obiecałeś pomoc. Mówiłeś, że mnie nauczysz kształtować miłość artystycznie.

Mówiłam to wesoło, nawpół żartem. Ale Dean bardzo spoważniał w tej chwili.

— Czy jesteś już gotowa do nauki? — spytał, pochylając się ku mnie.

Zdawało mi się, że mnie pocałuje. Zarumieniłam się i... dziwna rzecz!... momentalnie pomyślałam

249