Strona:Emilka dojrzewa.pdf/265

Ta strona została skorygowana.

radził się w żadnej kwestji, bo ona jeszcze mu nie przebaczyła jego nietaktu po wieczorze dyskusyjnym. Emilka ucieszyła się, ale ostrzegała Perry’ego, żeby się miał na baczności. Bała się jego wybryków w stosunku do etykiety, ale Perry nie miał najmniejszych obaw. Wszystko będzie dobrze, oświadczył spokojnie. Teraz Perry wspiął się na parapet, a Emilka usiadła na sofie, zapowiadając sobie w duchu, że to tylko na minutę...

— Zobaczyłem światło w oknie, przechodząc — rzekł Perry — i pomyślałem, że zajrzę do ciebie. Chciałem ci opowiedzieć moje wrażenia „na gorąco”. Słuchaj, Emilko, miałaś słuszność, zupełną słuszność! Nie poszedłbym powtórnie na ten wieczór, nawet za sto dolarów.

— Co się stało — spytała Emilka, zaniepokojona. Czuła się odpowiedzialna za sposób postępowania Perry’ego. Przecież miał te manjery, których się nauczył w Srebrnym Nowiu.

Perry skrzywił się.

— Przykra historja.

— Niemniej chciałabym ją usłyszeć — rzekła Emilka chłodno.

Perry wzruszył ramionami.

— Powiem ci, jak to było, ale nie powtarzaj Tadziowi, ani Ilzie. Nie chcę, aby oni wyśmiewali się ze mnie. Poszedłem punktualnie do pana Hardy, pamiętałem, co mi powiedziałaś o czystości paznokci i chusteczce do nosa, o obuwiu i o marynarce. Wszystko było w porządku. Gdy wszedłem na schody, ogarnęło mnie uczucie lęku. Właściwie nie był to lęk, nie... cieszyłem się... byłem wzruszony... ale... trochę bałem