ło. To nie byłby sprawiedliwy sąd. Teraz dajcie jej mówić przez 10 minut, nie przerywając jej waszemi uwagami.
— To będzie jedyne szlachetne rozwiązanie tej sprawy — rzekła nagle Elżbieta, w którą wstąpiła szalona nadzieja, że może Emilka zdoła się oczyścić z zarzutów.
— No, dobrze... — rzekła niechętnie pani Dutton i usiadła pod portretem Archibalda Murraya.
— Powiedz, Emilko, co zaszło — prosił Jimmy.
— Słowo daję! — zawołała ciotka Ruth. — Czy sądzisz, że ja ci nie powiedziałam, co zaszło, że ja nie mówię prawdy?
Kuzyn Jimmy podniósł dłoń do góry.
— Chodź, kurczątko. Na ciebie kolej.
Emilka opowiedziała wszystko od początku do końca. Troje słuchaczy uwierzyło jej i widziało logiczny związek wydarzeń. Nawet ciotka Ruth w głębi serca wiedziała, że Emilka mówi prawdę, ale nie chciała tego przyznać.
— Bardzo pomysłowa historja, istotnie — rzekła ironicznie.
Kuzyn Jimmy wstał i przeszedł przez pokój. Pochylił się nad panią Dutton.
— Ruth Murray — rzekł — czy pamiętasz, co mówiono przed 40 laty o tobie i o Fredzie Blair? Pamiętasz?
Ciotka Ruth odsunęła się wtył. Kuzyn Jimmy nacierał.
— Czy pamiętasz, że ciebie zdybano w sytuacji nie mniej „skandalicznej”, jak obecna, wcale zresz-