Strona:Emilka dojrzewa.pdf/283

Ta strona została przepisana.

— Zostawmy te próżne dociekania — odezwał się kuzyn Jimmy. — Jestem głodny. Zajmijcie się kolacją, kobiety.

Elżbieta i Laura opuściły salonik tak posłusznie, jakgdyby rozkaz pochodził od samego Archibalda Murraya. Po chwili Ruth poszła za niemi. Cały ten obrót rzeczy był dla niej niespodziewany, ale była zrezygnowana. Przynajmniej uniknęło się skandalu rodzinnego.

— Sprawa załatwiona — rzekł kuzyn Jimmy do Emilki, gdy drzwi się zamknęły za wszystkiemi ciotkami.

Emilka westchnęła. Stary, uroczysty salon wydał jej się nagle piękny i przytulny.

— Tak, dzięki tobie — rzekła, rzucając się ku niemu i ściskając go serdecznie. — A teraz nawymyślaj mi, kuzynie Jimmy, nawymyślaj mi porządnie.

— Nie, nie. Ale ostrożniej byłoby nie otwierać okna w nocy, prawda, kurczątko?

— Naturalnie. Lecz ostrożność jest najnudniejszą z wszystkich cnót, kuzynie Jimmy. Człowiek wstydzi się jej niekiedy, chce stawić czoło niebezpieczeństwu naprzekór wszelkiej ostrożności i... i...

— I ponosi konsekwencje — dokończył kuzyn Jimmy.

— Otóż to właśnie — roześmiała się Emilka. — Nie lubię iść przez życie z głową wtuloną w ramiona, rozglądając się dokoła, czy mnie ktoś nie obserwuje. Postępuję uczciwie i nie myślę o ludzkich językach. Nie było w tem nic złego, żeśmy rozmawiali z Perrym przez okno. A że chciał mnie pocałować, to też nic złego. To było z jego strony przekomarzanie się ze