Strona:Emilka dojrzewa.pdf/69

Ta strona została przepisana.

Chwile, które mijały, wydały jej się wiekami. Teraz słyszała kroki, kroki, które zbliżały się i oddalały naprzemian. Nagle pojęła, co on robi. Chodził od ławki do ławki, obmacywał każdą pokolei, szukając jej w ten sposób, dotykiem, nie czekając na błyskawicę. Nieraz słyszała o tem, że on prześladował młode dziewczęta, mniemając, że to jego Aneczka. O ile porwał w objęcia dziewczynę, trzymał ją mocno jednem ramieniem, a drugą głaskał ją po twarzy, po głowie. Nigdy nie wyrządził żadnej krzywdy nikomu, ale nigdy też nie wypuścił ze swych rąk młodej dziewczyny, którą zdołał schwycić, dopóki jej ktoś nie uwolnił. Mówiono, że Marja Paxton z Gęsiego Stawu nie odzyskała już równowagi psychicznej po takiem spotkaniu ze starym Morrisonem. Nerwy jej nie otrząsnęły się z tego wstrząsu.

Emilka rozumiała, że wcześniej, czy później, on ją odnajdzie, że jest to tylko kwestja czasu. Nie traciła przytomności ze strachu i wstrętu li-tylko dlatego, że najwyższym wysiłkiem woli przywoływała świadomość, gdyż w razie zemdlenia wydana byłaby na pastwę tych rąk czerwonych, ohydnych... Ponowna błyskawica zdradziła jej jego obecność o jedną ławkę zaledwie od niej. Emilka skoczyła i przebiegła na drugą stronę kościoła. Znów się ukryła. On ją znajdzie, ale ona znowu zdąży mu się wymknąć. Siły szaleńca okażą się chyba nie tak wielkie, jak jej wytrzymałość. Ale jeżeli ta gra w chowanego potrwa przez całą noc, w takim razie Emilka padnie, wyczerpana, a on rzuci się na nią, może ją zabije....

Wydawało jej się, że ta okrutna igraszka trwa już szereg godzin. A tymczasem było to pół godziny

65