Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/103

Ta strona została skorygowana.

miał wad, to też nie mógł żyć, rzecz jasna. Powiadają, że nie było chyba nigdy na ziemi tak grzecznego dziecka. Taki był przytem miły, wszyscy go kochali. Umarł 90 lat temu, żaden z żyjących Murrayów go nie pamięta, a mimo to jest on przytomny świadomości całej rodziny, jest on postacią bardziej plastyczną, niż cały szereg współczesnych. Widzisz, Emilko, on był niezawodnie niezwykłem dzieckiem, ale to się skończyło... tutaj... — kuzyn Jimmy wskazał ręką na trawę i na białą płytę kamienną.
— Ciekawa jestem — rozmyślała Emilka — czy ktokolwiek będzie mnie pamiętał w 90 lat po mojej śmierci.
— Ten stary cmentarzyk jest już prawie zapełniony — ciągnął dalej kuzyn Jimmy. — Jest jeszcze miejsce w kąciku dla Elżbiety i dla Laury, no i dla mnie. Dla ciebie niema tu miejsca, Emilko.
— Ja nie chcę tu być pochowaną — wybuchnęła Emilka. — Uważam, że jest to wspaniała rzecz mieć swój grób rodzinny, swój cmentarz nawet, taki jak ten, ale ja chcę być pochowana w Charlottetown obok moich rodziców. Ale jedna myśl mnie trapi, kuzynie Jimmy, czy ty też przypuszczasz, że ja umrę na suchoty?
Kuzyn Jimmy spojrzał jej przenikliwie w oczy.
— Nie — odrzekł — nie, kurczątko. Masz w sobie dosyć żywotności, aby przetrwać długie lata. Nie jesteś łupem śmierci.
— Ja też to czuję — przytaknęła Emilka. — A teraz powiedz, kuzynie Jimmy, dlaczego ten dom na wzgórzu jest opuszczony?
— Który? Aha! Dom Freda Clifforda. Fred

97