Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/18

Ta strona została skorygowana.

lśniących klejnotach, w ów zielony ludek traw, elfy, mieszkające w młodych świerkach, w duchy wichru i dzikiej paproci. Tu wszystko mogło się zdarzyć, wszystko mogło stać się prawdą.
A ta polanka wśród drzew iglastych była takim uroczym zakątkiem, gdzie można było bawić się w chowanego z Królową Wichrów. Ona była tutaj tak bardzo rzeczywistą: byle tylko skoczyć dość żwawo i ukryć się w porę za pniem drzewnym — w tem rzecz, że nigdy nie można zdążyć! — a ujrzysz ją, tak jak ją czujesz i słyszysz. Bo ona jest, oto jest powiew jej szat, nie! to śmiech jej słychać na wierzchołku najwyższych drzew i znów rozpoczyna się polowanie, aż wreszcie, nagle.... zdaje się, że Królowa Wichrów odeszła. Wieczór skąpany jest w cudownej ciszy, gdy w tem — rozrywają się na zachodzie skłębione chmury i ukazuje się czarowny, blady skrawek nieba, błękitno-zielonawy, a na nim — srebrny nów.
Emilka stoi i patrzy w górę ze złożonemi rękami, z czarną główką przegiętą wtył. Musi wrócić do domu i opisać tę chwilę w swym żółtym zeszycie, w którym ostatni zapisek brzmi: „Życiorys Kici”. Ciążyć jej będzie to piękno, dopóki go nie wypowie w opisie. A potem przeczyta to ojcu. Notuje sobie w pamięci, że wierzchołki drzew na wzgórzu odcinają się na tle błękitno-zielonawego stropu jak cieniutka czarna koronka.
I w tem, na jedną wspaniałą, przecudowną chwilę zstąpił na nią... „promyk”.
Emilka tak to nazywała, chociaż czuła, że ta nazwa nie oddaje wiernie jej przeżycia. Ono nie dawało się wyrazić słowami. Nawet ojciec nie mógł tego pojąć,

12