Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/218

Ta strona została skorygowana.

cji domowej. Wzdrygała się jak przystało na wrażliwą naturę, cofającą się przed niesprawiedliwością. Sprawiedliwego wyroku nie byłaby się bała. Ale wiedziała, że tylko krzywda może ją spotkać, skoro stanie przed zjednoczonym trybunałem ciotki Elżbiety i panny Brownell.
— A ojcu nie mogę o tem napisać — pomyślała, ciężko oddychając. Wstyd, jaki spadł na nią, był zbyt gorzki, aby mogła „się wypisać”, tak, że znikąd nie było nadziei na ulgę jakąkolwiek.
W zimie jadano kolację w Srebrnym Nowiu dopiero po powrocie kuzyna Jimmy z chórów popołudniowych. Pozostawiono więc Emilkę w spokoju. Siedziała na strychu, skulona, pogrążona w gorzkich rozmyślaniach.
Patrzyła przez okienko na senny krajobraz, który kiedy indziej byłby ją oczarował. Za białemi, odległemi pagórkami widniały czerwone obłoki, prześwitujące miejscami poprzez gałęzie drzew; nad ogrodem widniała delikatna koronka splątanych, nagich gałązek; na południo-wschodzie niebo płonęło purpurowym odblaskiem zachodu, a nad gaikiem Wysokiego Jana zawisł maleńki, uroczy półksiężyc: wschodzący nów srebrzysty. Lecz Emilka nie rozkoszowała się dzisiaj żadnem z tych zjawisk.
Teraz zobaczyła pannę Brownell, zmierzającą ku domowi pod białemi konarami brzóz; szła swym męskim krokiem.
— Gdyby ojciec mój żył — rzekła Emilka, spoglądając na nią z góry — wyszłabyś stąd prędzej, niż wejdziesz!

212