Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/358

Ta strona została skorygowana.

Dobrze, że jestem znowu z Ilzą. Kłóciłyśmy się dopiero dwa razy od dnia mego powrotu. Mam zamiar nie kłócić się już z Ilzą, ponieważ nie sądzę, żeby to było nas godne, chociaż jest bardzo zajmujące. Ale trudno będzie dotrzymać postanowienia, bo nawet gdy ja się zachowuję najspokojniej i nie mówię ani słowa, Ilza przypuszcza, że to umyślnie, żeby ją drażnić i zaczyna mi wymyślać bardziej, niż kiedykolwiek. Ciotka Elżbieta mówi, że do kłótni zawsze potrzebne są dwie osoby, ale ona nie zna Ilzy tak dobrze, jak ja ją znam. Ilza nazwała mnie dzisiaj pełzającym albatrosem. Ciekawa jestem, ilu zwierząt nazwami ochrzci mnie Ilza w przyszłości. Nigdy bowiem nie powtarza dwa razy jednego. Chciałabym, żeby się nie przekomarzała tak bardzo z Perry’m. (Przekomarzać się — oto jest wyraz, którego się nauczyłam od ciotki Nancy). Mam wrażenie, że ona nie może znieść Perry’ego. On namawiał Tadzia, żeby przeskoczyli przez dach chlewu. Tadzio nie chciał. Powiedział, że toby nie przyniosło nikomu najmniejszego pożytku, więc nie widzi powodu, dla którego miałby się narażać na upadek. Perry przeskoczył przez chlew i nic mu się nie stało. Gdyby nie był skoczył na obie nogi, byłby skręcił kark, jak mówi kuzyn Jimmy. Zaczął się wyśmiewać z Tadzia, jako z tchórza, a wtedy Ilza wpadła w istny szał i nawymyślała mu okropnie. Ona nie znosi, jeżeli ktoś powie coś ujemnego o Tadziu, ale ja uważam, że on sobie sam poradzi.
Ilza nie będzie mogła studjować w szkole dramatycznej. Ojciec jej nie pozwala. Ale ona mówi, że to nie szkodzi. Ucieknie, gdy podrośnie i poradzi sobie. To brzmi niepokojąco, ale jest w tem zacięcie.

352