Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/389

Ta strona została skorygowana.

Spaliła dużo dawnych utworów. Nawet „Dziecię Morza” wydane zostało na pastwę płomieniom. Mimo to stos rękopisów w szafie powiększał się z każdym tygodniem. Szafa służyła teraz na biurko, którem dawniej była otomana na strychu. Wnętrze otomany uległo profanacji. Poza tem wszystko jej jedno było, gdzie teraz trzyma swoje „prywatne papiery”, bo wiedziała, że ciotka Elżbieta już nie popełni niedyskrecji. Emilka nie chodziła już na strych, aby tam śnić na jawie, czy też pisać wiersze. Jej własny pokój był najodpowiedniejszem miejscem dla niej. Kochała z całej duszy ten zaciszny pokoik; był on dla niej czemś żywem, dzielił jej radości, pocieszał ją w smutku.
Ilza również urosła. Wyrastała na oryginalną, świetną piękność, nie uznającą żadnych praw, oprócz własnej przyjemności, nie znoszącą innego autorytetu, jak własny kaprys. Ciotka Laura troszczyła się o nią.
— Niebawem Ilza będzie kobietą, a któż będzie jej pilnował, dbał o nią? Allan z pewnością nie.
— Nie mam cierpliwości do Allana — rzekła ciotka Elżbieta niechętnie. — Zawsze jest gotów do wspomagania innych radą i opieką. Lepiejby pilnował własnego domu. Przychodzi tutaj i zaleca mi to i tamto, zabrania mi owego, nakazuje jeszcze coś innego, gdy chodzi o Emilkę; a skoro tylko wspomnę mu o Ilzie, ucieka, nie chce słuchać. Strach pomyśleć, że istnieje człowiek, który przelewa urazę z żony na córkę i tak zaniedbuje swoje dziecko, jak on Ilzę, dlatego jedynie, że jej matka nie była taką, jak być powinna. Cóż to biedne dziecko zawiniło?

383