Strona:Emilka ze Srebnego Nowiu.pdf/40

Ta strona została skorygowana.

Helena otworzyła oczy szeroko, ale żadna odpowiedź nie przyszła jej do głowy wobec tego pogańskiego orzeczenia. Odwołała się do całej ludzkości.
— Czy słyszał ktokolwiek na świecie o czemś podobnem?!
— Ja wiem, jaki jest twój Bóg — rzekła Emilka — widziałam jego podobiznę w twojej książce o Adamie i Ewie. On ma wąsy i nosi szlafrok. Nie lubię Go. Kocham natomiast Pana Boga mego ojca.
— A jakiż jest ten Bóg twego ojca, jeżeli wolno spytać? — zapytała Helena ironicznie.
Emilka nie miała pojęcia, jaki jest Bóg jej ojca, ale postanowiła nie ustąpić Helenie.
— Jest jasny, jak księżyc, świetlany jak słońce, a straszny jak wojsko ze sztandarami — odrzekła triumfująco.
— No, dobrze, musisz mieć ostatnie słowo — rzekła Helena, dając za wygraną. — Murrayowie nauczą cię posłuszeństwa. To są surowi Presbiterjanie i nie pozwolą na te wstrętne poglądy twego ojca. Idź na górę.
Emilka poszła do południowego pokoju, bardzo zmartwiona.
— Niema teraz nikogo na świecie, ktoby mnie kochał — mówiła, kręcąc się na swem łóżeczku pod oknem. Ale postanowiła, że nie będzie płakać. Murrayowie, którzy nienawidzili je ojca, nie zobaczą jej łez. Czuła, że niecierpi ich wszystkich z wyjątkiem może ciotki Laury. Jaki duży, jaki pusty stał się nagle świat! Wszystko przestało być ciekawe. Nieważne było, że ta mała jabłoń między Adamem i Ewą miała ni stąd ni zowąd kilka pączków różowo-śnieżnych, że wzgó-

34