Strona:Epidemia.djvu/19

Ta strona została przepisana.

Większość. Dla jego fantazyi nie będziemy marnotrawili pieniędzy… gmina i tak przeciążona ― ledwo dyszy… wszak mamy niedługo budować nowy teatr…
Opozycya. Ratusz wygląda jak ostatnia rudera, aż prosi się aby go odnowić.. (wskazuje na salę) A taka sala posiedzeń czy to nie wstyd? ..to stajnia ― to chlew ― nie sala radna.
Większość. To bezwstyd ze strony admirała… jeżeli żołnierze nie mają wody, niech im każe dać piwa.
Opozycya. Jeżeli im nie zdrowo w koszarach, mogą biwakować w obozach ― tam aż nadto dobrego powietrza.
Głosy. Wybornie.. bardzo dobrze…
Burmistrz. Najzupełniej podzielam zapatrywanie szanownych panów ― ale panowie nie macie wyobrażenia co to za brutal z tego admirała.. Zagroził mi wyraźnie, że przeniesie garnizon do innego miasta ― no a wtedy ― sami panowie to przyznacie ― odbije się to bardzo niekorzystnie na naszej gminie, że już nie wspomnę o tem, że stracimy muzykę wojskową. Takie przeniesienie wojska to prawie katastrofa dla miasta.. „Nie mogę pozwolić“ ― krzyczał do mnie ― a pienił się jak wściekły, aby moi żołnierze umierali przez wasze niedbałości
Opozycya. Co? On ośmiela się nam grozić?! Ależ to niema sensu co mówi. Francuskiego arsenału nie przenosi się z miasta do miasta jak wędrownego cyrku… a portu nie zabiera się na furę, jak dekoracyj teatralnych..
Większość. Niezawodnie ― rzecz to przykra ― i to bardzo przykra ― toteż mają całe nasze współczucie, jakkolwiek bądź co bądź żołnierze są i tak na śmierć gotowi..
Opozycya. Tak ― to ich zawód…