Strona:Epidemia.djvu/26

Ta strona została przepisana.

Większość. Otwóż pan! przeczytaj!
Burmistrz. Nie umiem tego wytłumaczyć… lękam się czegoś… (Radni przerażeni ― patrzą z ciekawością na burmistrza). Ha! niech się stanie! (rozrywa kopertę ― blednie ― jak gromem rażony) Wielki Boże!
Większość. Co się stało?
Burmistrz. Okropność!! (ogólne przerażenie)
Opozycya. Spokojnie! spokojnie! (do burmistrza) Co takiego?
Burmistrz. Moi panowie… (usiłuje ― ale nie może przemówić)
Większość. Co to panu?.. zasłabłeś?..
Opozycya. Pobladłeś pan..
Burmistrz. Moi panowie! moi panowie…
Opozycya. Czemu pan drży..
Burmistrz. (z trudnością) Moi panowie… okropność.. rzecz straszna ― nie do wiary… okropność..
Wszyscy. Mówżeż pan nareszcie! Co takiego?
Burmistrz. Panowie ― moi panowie (list wypada mu z ręki) Umarł nasz współobywatel!!!
Opozycya. Co?…
Burmistrz. Obywatel umarł… ofiara epidemii..
Kilka głosów. Umarł? niepodobna!
Doktor. Niedotykajcie! (ma na myśli list) Spalić go! Spalić natychmiast! może nie dezynkfecyonowany (rzuca się ― chwyta list w szczypce od węgli ― ciska go do komina ― wyjmuje