nę wiecznej jesieni. Gdyby tak miało być i tego roku — lord Puckins zginąłby niewątpliwie.
Pamiętam wprawdzie, żeś mi po powrocie z Zakopanego opowiadał o prześlicznej pogodzie, jaka tam za Twej bytności panowała, ale od owego czasu upłynął miesiąc i mogło się wszystko zmienić. W Tatrach piękna pogoda rzadkim bywa gościem.
O trzeciej dopiero w nocy, odgłos dzwonka poruszył silnie naszemi nerwami, a po chwili trzymałem już w drżącej dłoni depeszę. Zawierała ona długi wykaz codziennych obserwacyj.
W miarę czytania, radość zastępowała miejsce niepokoju w mem sercu.
— Ależ to nie do wiary! — zawołałem w końcu. — To chyba jakieś nieporozumienie! Ciągle pogoda, pogoda i pogoda!
— Czytaj pan do końca, — przerwał mi sir Biggs, spoglądając przez ramię na francuzki tekst depeszy. — Wszak tu wyraźnie napisane: „Pogoda niebywała przynajmniej od lat czterdziestu. Najstarsi górale nie pamiętają takiej”.
— Zatem niema omyłki, trzeba wierzyć cyfrom!
Radość nasza nie miała granic.
— Jedźmy coprędzej! on żyje i czeka na ratunek! — powiedzieliśmy sobie i po krótkiej naradzie stanęło, że mamy natychmiast wybrać się do Zakopanego.
∗
∗ ∗ |
W Tatrach postanowiliśmy przedewszystkiem odszukać wskazaną w liście miejscowość. Następnie zwołaliśmy kilkudziesięciu górali, aby otoczyć żywym łańcuchem część doliny Białej Wody, w której miniaturowy lord przebywa. W łańcuchu tym mieli na zmianę w dzień i w nocy pilnować górale, aby nikt, literalnie